Wycieczka nad morze. Dzień 4.

Ahoj przygodo!
Moi wspaniali rodzice!
Spędzamy tu czas świetnie się bawiąc, ale i uczymy się dużo. Potrafimy już sami nalać sobie zupę, odnieść talerz po jedzeniu, zrobić sobie kanapkę, pościelić łóżko, a mój kolega, o którym już Wam pisałem, ogarnia tego całego fejsbuka na komórce i laptop mu niepotrzebny (nie wysyłajcie zatem nowej baterii!!!!) – i dlatego mogę opisać nasz kolejny dzień.
Choć budziliśmy się przy dźwiękach utworu „The Best” Tiny Turner, poranek nie był spokojny i zaczął się od drobnego spięcia. Wczorajszy spacer pod wiatr dał nam co prawda trochę w kość, ale byłem zszokowany, gdy usłyszałem jak moje dwie koleżanki kłócą się, która ma dziś większą rwę kulszową. Musiałem je uspokajać i przekonywać, że skoro potrafią biegać po schodach i narzekać, to nic im nie jest. Bo ja bardzo nie lubię narzekania! 😡Hipochondryczki!
Czy muszę pisać, że śniadanie jak zwykle było AWESOME? Nie muszę, ale to zrobię, bo przed tak długim dniem musieliśmy się porządnie najeść. Zadowoleni pomknęliśmy w stronę symbolu polskiego wybrzeża – półwyspu Hel. Tu sama droga jest ciekawa: po lewej morze, a po prawej Bałtyk. 😉 Koleżanka od przecinków była odrobinę rozczarowana, że nie stworzyła wczoraj relacji, więc postanowiła wykorzystać swoją kreatywność, chwyciła mikrofon i umilała nam czas opowiadaniem o atrakcjach Chałup, Jastarni i Juraty, w której zrobiliśmy sobie krótki postój i spacerowaliśmy po małym molo, podziwiając widoki i wdychając świeżą morską bryzę. Przed udaniem się do portu na Helu, udało nam się wygospodarować odrobinę czasu na lody, gofry i pamiątki. Bez obaw, nie pominęliśmy nikogo! A potem był rejs do Gdyni na pokładzie pięknego katamaranu M.S. „Agat” (wyguglujcie go sobie, naprawdę warto!). W czasie godzinnej przeprawy mogliśmy podziwiać w całej okazałości półwysep Hel wraz ze słynnym Cyplem, a potem cieszyć się błękitnym bezkresem morza, które rozpościerało się przed naszymi oczami. Takie widoki nie trafiają się często! 👍
Pierwsze kroki w Gdyni skierowaliśmy do Akwarium Morskiego. Wiecie jak wygląda płaszczka z rzeki Xingu? A rozdymka perłowa, szkaradnica, aksolotl albo zebrasoma żółta? Założę się, że nie. A my już tak! 😉 Podwodny świat pochłonął nas tak bardzo, że nawet koleżanki hipochondryczki zapomniały o kolejnej kłótni, którą toczyły na statku (tym razem o urojonej astmie). Rekiny, żółwie, krokodyle i węże – widzieliśmy je wszystkie, a do tego dowiedzieliśmy się wielu interesujących faktów o samym Morzu Bałtyckim. Dori i Nemo też tu byli😁
Po wyjściu z akwarium rzuciliśmy okiem na jacht „Dar Młodzieży” i okręt wojenny ORP „Błyskawica” zacumowane przy redzie w Gdyni. Czasu nie było za wiele, ponieważ opiekunowie przygotowali dla nas niespodziankę z okazji Dnia Dziecka – wizytę w prawdziwej włoskiej pizzerii. Tradycyjna receptura, składniki z Półwyspu Apenińskiego i piec na drewno – to właśnie F……o (pełną nazwę lokalu znajdźcie sobie sami, taki mały challenge😉). Największą popularnością wśród nas cieszyła się Calabria, przygotowywana z oryginalnym włoskim salami.
Po posiłku przyszedł czas na Sopot, ostatnią część Trójmiasta, której jeszcze nie odwiedziliśmy. Droga z Gdyni nie była na szczęście długa i uciążliwa, niezadowolone były tylko koleżanki hipochondryczki, które nie zdążyły omówić wszystkich objawów dny moczanowej, jakie „na 100%” mają. Główna aleja spacerowa miasta – Monciak – doprowadziła nas do najważniejszego punktu naszej wycieczki. Molo prezentowało się tak wspaniale, że od razu chcieliśmy biec na jego drugi koniec. Jednak Pani Kierownik, swym iście nauczycielskim głosem, przywołała nas prędko do porządku. To miał być miły spacer i delektowanie się chwilą, a nie Wielka Pardubicka. Jak zwykle miała rację. 👏Był zatem czas na spokojne podziwianie widoków, wspólne zdjęcia, zakup ostatnich prezentów i małe co nieco (polecam słony karmel i orzech z Piemontu w małej, białej lodziarni mieszczącej się przed wejściem na Molo). Strudzeni, ale zadowoleni wracaliśmy do Władysławowa nucąc wspolnie: „Morza szum, ptaków śpiew/
Złota plaża pośród drzew….” To było nasze pożegnanie z pięknym Bałtykiem. Zachodu słońca nad morzem dziś nie zobaczymy, bo w końcu jest, On – Deszcz i nauczyciele nie „zmuszą” nas już do kolejnego spaceru😁
Wracając po kolacji do pokoju (krupnik, pieczony schab z ziemniakami, surówki i naleśniki na deser), przeżyłem szok słysząc krzyki moich koleżanek hipochondryczek. Zerkały sobie do oczu wołając: „Po czterech dniach tego nie widzisz?!” Myślałem, że sprawdzają, czy nie odkleiły im się siatkówki. Ale nie, tym razem doklejały sobie sztuczne rzęsy. Ufff🥰
Sprzątamy teraz pensjonat i pakujemy się, żeby jutro rano udać się do Malborka – więc wybaczcie nam brak telefonów do domu wieczorem. Pa! 🥰
P.S. Nie wysyłajcie nam już nic, bo jutro wyjeżdżamy, ale prosimy o nasze ulubione potrawy na powitanie. Ja mam ochotę na kotleciki z ciecierzycy🤭
P.S. 2. Wszystko fotografujemy i filmujemy bo zabraliśmy sprzęty z #LaboratoriaPrzyszłości.