Wycieczka nad morze. Dzień 3.

Ahoj przygodo!
Moi kochani! Dzisiejszy odcinek chciała napisać koleżanka, bo stwierdziła, że nie umiem używać przecinków, ale sami mi zawsze powtarzacie, że „Practice makes perfect”, więc się nie poddaję i nadaję dalej.
Dzis rano czułem lekki niepokój. No bo jak to? Śniadanie dopiero o 8:30?! Nie mogłem uwierzyć, że możemy trochę dłużej poleżeć. Ale to prawda, dziś mieliśmy trochę luźniejszy dzień, który spędziliśmy delektując się pięknem naszej przyrody.
Pan Zbyszek, nasz kierowca podrzucił nas do Łeby, skąd postanowiliśmy wyruszyć do Słowińskiego Parku Narodowego. Naszym celem były słynne ruchome wydmy. Pogoda dopisywała, świeciło słońce, na niebie unosiły się mewy i dzike gęsi, ciepły piasek błyszczał pod stopami, a widoki zachwycały. Droga nie była jednak wcale „a piece of cake”, ponieważ wiało jak w kieleckim (patrzcie jak doskonalę polszczyznę, żeby nie używać brzydkich wyrazów 🥰)! Niezrażeni przeciwnościami wędrowaliśmy dalej, w razie potrzeby robiąc sobie krótkie pikniki na plaży. Niektórzy wykorzystywali przerwy, żeby kopać dziury w piasku i szukać wody, a inni starali się trochę opalić – ale w ubraniu to nie wychodzi za dobrze. 😉 Po około 2,5 godziny dotarliśmy do Wydmy Łąckiej, która zmienia swoją wysokość i obecnie liczy 40 metrów. Wow! To było coś! Wszędzie tylko piach i piach. Wydawało mi się, że za chwilę zza zakrętu wyłoni się karawana beduinów na wielbłądach. Tu muszę się Wam do czegoś przyznać. Dość długo nie jadłem i nie piłem, bo wziąłem ze sobą odrobinę za mało prowiantu (tak, wiem, trzeba bylo słuchać nauczycieli, którzy przypominali nam o tym😔) i spadł mi pewnie poziom cukru we krwi. Przypomniała mi się piosenka Beaty Kozidrak „nie ma, nie ma wody na pustyni”, zakręciło mi się w glowie i nagle już nie wiedziałem czy to jeszcze wydmy, czy może jakaś tańczącą indiańska wioska skacze mi przed oczami. Ale na szczęście koleżanka od przecinków poczęstowała mnie wodą i swoją kanapką i wszystko wróciło do normy. Fajnie, że tu przyjechaliśmy, bo teraz wiem, że mam oddanych przyjaciół i mogę z nimi pogadać o wszystkim, a nie tylko wgapiać się w telefon. Jak to mówią starzy Anglicy: „All is well, that ends well” (zobaczcie ile się tu uczę 😁). Wydmy i Słowiński Park Narodowy są tak piękne, że wizytę tu zapamiętamy do końca życia. Nasze Panie polonistki na pewno zauważą, że udało nam się tu nawet spotkać Małego Księcia i jego przyjaciela Lisa. A co najlepsze, jak tu kiedyś wrócę wszystko będzie wyglądać inaczej! ❤️
Po krótkiej podróży powrotnej – dziś nie było żadnych korków, uf! – udaliśmy się na odpoczynek do naszego pensjonatu, a potem na wyczekiwaną kolację do Pani Ewy. Z kronikarskiego obowiązku informuję, że dziś cieszyliśmy podniebienie jarzynową, spaghetti bolognese oraz pierogami z ziemniakami. W naszej wewnętrznej sondzie przeprowadzonej wieczorem, w której pytanie brzmiało: „Co smakowało Ci dziś najlepiej?” wygrało zdecydowanie spaghetti (45:5).
To trzymajcie się tam moi mili! Teraz sobie jeszcze trochę pogadamy i pośpiewamy (właśnie w sąsiednim pokoju Bartek daje koncert 🥰), a potem pójdziemy grzecznie lulu, bo jutro Hel, Gdynia i Sopot!

P. S. Zapomnijcie o pieniądzach! Jeśli chcecie zobaczyć i przeczytać następny odcinek, wysyłajcie ekspresem baterię do laptopa, bo kolega narzeka, że jego stara nie chce się ładować.
P. S. 2. Mamo! Poproś ciocię, żeby sprawdziła przecinki!
P.S. 3. Wszystko fotografujemy i filmujemy bo zabraliśmy sprzęty z #LaboratoriaPrzyszłości.
Gall (nie) Anonim